„Ostatnie dziecko lasu”, autorstwa Richarda Louva, to jedna z tych książek, do których systematycznie wracam, aby czerpać z z niej inspiracje do pracy z dziećmi.
Jednoczenie jest to pozycja ważna dla mnie ze względów osobistych. Dzięki niej mogę też zobaczyć jak cenne było to, co robili moi rodzice – pozwalali mi na nieskrępowane obcowanie z naturą, ucząc wrażliwości i szacunku do tego, co daje nam las. Mam wielkie szczęście.
Już wiemy, że to książka dla mnie.
Komu jeszcze mogę ją polecić?
„Ostatnie dziecko lasu”, to lektura dla każdego nauczyciela, który pozwala dziecku na doświadczanie świata poprzez nieustanny kontakt z przyrodą. Dla tych, którzy tego jeszcze nie robią – obowiązkowa lektura! Jeśli nie czytaliście, nadróbcie w najbliższym czasie, szczerze zachęcam.
Rodzic jako pierwszy i najważniejszy przewodnik dziecka znajdzie tu potwierdzenie, że warto pielęgnować naturalną dziecięcą ciekawość i tworzyć warunki do zacieśniania więzów z dziką przyrodą (tą miejską również). Richard Louv w przejrzysty sposób tłumaczy jak ważne jest zaspokajanie naturalnej potrzeby dzieci do swobodnej zabawy wśród dzikiej przyrody.
Autor pokazuje nam jedną z tych prawd, o której większość z nas wie, ale zapominamy o niej na skutek szybkiego pędu życia, elektroniki i miejskiej zabudowy: natura to jeden z tych determinantów, który wpływa na nasze życie, nawet gdy nie jesteśmy tego świadomi.
My – dorośli możemy nie odczuwać potrzeby obcowania z dziką przyrodą, naturą, lasem i gardzić nawet trawnikiem pod naszym blokiem…
Jednak z obserwacji dzieci i ich aktywności wiemy, że to coś koniecznego do ich harmonijnego rozwoju.
Najmłodsi potrzebują doświadczać natury każdego dnia (starszym również polecam).
Nie tylko ostatnie dziecko lasu, ale również każde inne potrzebuje dorosłego przewodnika, który pozwoli mu swobodnie rozwijać woje zainteresowania przyrodą w nieskrępowany sposób.
To naszym zadaniem jest tworzyć przestrzeń, która to umożliwi.
Nie musimy budować dzikiego placu zabaw, kuchni błotnej czy spać w lesie. Nawet nie jet to wskazane, bo sztuczne warunki ograniczają swobodę i zachęcają dorosłych do tworzenia ograniczających poznanie zasad. Tu nie chodzi o miejsce do zabawy, ale postawę otwartości i uważności wobec otaczającego nas świata przyrody.
Dziecko nawet w betonowym lesie pochyli się nad mrówką, siewką klonu czy trawiastym pagórkiem (polecam wspólne turlanie się). Naszym obowiązkiem jest pochylić się razem z nim.
Richard Louv posługuje się pojęciem deficytu natury. Poprzez to określenie, nawiązuje do faktu, że w dzisiejszym świecie kontakt z przyrodą jest skrajnie ograniczony. Choć trafniejsze byłoby określenie, że próbujemy wrócić do natury po skutecznym odcięciu się od niej.
Niepokojące jet to, że choć czujemy, że nie jest to dobre, w dalszym ciągu częściej wybieramy wirtualny świat niż leśne wędrówki.
W tym momencie prędzej zobaczymy las na ekranie nowego smartphone niż podczas spaceru.
Nie będę udawać, że w przedszkolu czy w szkole jet inaczej. Zastanówmy się więc, w jaki sposób my nauczyciele przekazujemy dzieciom wiedzę o świecie? Karty pracy, plansze demonstracyjne, filmy, ekrany – znajome?
Żadne dziecko nie będzie w stanie naprawdę poznać ani docenić przyrody, jeśli świat naturalny będzie oglądało tylko przez szybę albo na ekranie.
Dziecko dostaje od nas wycinki przyrody poznawane przy pomocy jednego zmysłu- wzroku, czasem słuchu…
A co z doświadczaniem?
Zadbajmy o przyszłość naszych dzieci – pozwólmy im wyjść do lasu.
Dajmy im szansę na życie bez deficytu natury.
Opracowano na podstawie:
Richard Louv, Ostatnie dziecko lasu, wyd. Mamania, Warszawa 2014.